Teatroteka na pożegnanie

| 4 kw. 2019  11:33 | Brak komentarzy

Tegoroczny przegląd produkcji kinoteatrów telewizyjnych TEATROTEKA.FEST był prawdopodobnie ostatni.

Do tej pory Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie wyprodukowała 45 spektakli z tego cyklu – w tym roku do konkursu stanęła dziesiątka powstała w ubiegłym roku. W planie jest jeszcze 5 spektakli i na tym projekt dobiegnie końca.

Stanie się tak dlatego, że nie udało się zawrzeć odpowiedniego porozumienia między TVP a Wytwórnią w sprawie emisji (czy choćby zasad emisji tych produkcji), niezależnie od tego, jakie temu brakowi porozumienia przypiszemy powody. Do tego, aby Teatroteka osiągnęła swój cel, czyli wzbogaciła ofertę Teatru Telewizji, potrzeba dwóch stron, a skoro brak możliwości dogadania, pomysł, bardzo z założenia szlachetny, przejdzie do historii przede wszystkim jako laboratorium poszukiwań w dziedzinie formy i nowego repertuaru dla teatru telewizyjnego, które stało otworem przed nowymi autorami i młodymi reżyserami.

Jeśli nawet do tego ograniczymy znaczenie tego projektu, to i tak należy się dobre słowo pomysłodawcom, choć byłoby zapewne lepiej, gdyby powstałe spektakle (czy je nazwiemy teatrami, czy kameralnymi filmami, mniejsza o to) mogły szerzej konfrontować się z publicznością. Nie znaczy to przecież, że nie konfrontowały się w ogóle. Po pierwsze, odbywały się co roklu wspomniane festiwale nowych produkcji, po drugie, miały miejsce pokazy w Instytucie Teatralnym, a po trzecie, pokazy na obstalunek, jeśli jakaś instytucja zwróciła się do producenta i, po czwarte, pokazy okazjonalne – na przykład na festiwalu młodej reżyserii Interpretacje w Katowicach.

To jednak i tak nic w porównaniu z najskromniejszą nawet oglądalnością, jaką oferuje antena telewizyjna, a Wytwórnia nie znalazła innego sposobu szerszego upowszechniania swojej teatrotekowej produkcji poza telewizją publiczną – mogłyby taką szansę stworzyć na przykład platformy internetowe czy telewizja internetowa.

Tak więc to sprawozdanie z festiwalu Teatroteka.fest jest poniekąd sprawozdaniem pożegnalnym. Prawdopodobnie decyzję o zaniechaniu dalszych starań produkcyjnych przyspieszyła zaskakująca decyzja festiwalowego jury, które nie przyznało Nagrody Głównej. Niezależnie od intencji jurorów taki werdykt zawsze zasiewa ziarno wątpliwości i pytań: czy poziom zaprezentowanych produkcji był rzeczywiście tak słaby, że nie było możliwości wyłonienia laureata, a może nie warto było w ogóle tego zaciągu nowych autorów i reżyserów rozpoczynać.

Tymczasem to nieprawda, że nie było, czego nagradzać. Dziennikarze wytypowali „Falowiec” Moniki Milewskiej w reżyserii Jakuba Pączka – inteligentnie napisany tekst, którego bohater – projektant słynnego gdańskiego falowca (przed wielu laty mieszkałem w nim przez tydzień podczas wakacji nad morzem na tzw. kwaterze), w którym kwateruje 6 tysięcy ludzi, konfrontuje się ze swoim dziełem. Bohater jest fikcyjny, jak i sytuacja (farsowym przedstawiciel SB), to z całą pewnością nie jest teatr faktu, ale próba ukazania współczesnej Polski w przekroju historycznym i socjalnym. Może nie do końca głęboka, ale to nie socjologia, a jedynie artystyczny zwiad, w którym Janusz Chabior (wspomniany inżynier projektant) stworzył naprawdę wartościową rolę. Mnie jednak bardziej przypadła do gustu (a mogła przypaść i jury) realizacja „Słabych” Magdaleny Drab w reżyserii Arka Biedrzyckiego – nie dlatego, że tekst wcześniej został doceniony nagrodą na Gdyńskim Konkursie Dramaturgicznym, ale dlatego, że to przykuwający uwagę, głębinowy dramat sięgający najskrytszych doznań psychicznych, jakie towarzyszą kobiecie-młodej matce. To właściwie opowieść o depresji poporodowej, temat uważany za wstydliwy i pomijany, a tutaj ukazany z całą wnikliwością i naturalnością – w roli głównej Aniny, błyszczała Karolina Kominek.

Na tym się lista osiągnięć Teatreoteki nie wyczerpuje, bo mogłyby na nią trafić co najmniej jeszcze dwie sztuki feministyczne: „Alicja w krainie koszmarów” Piotra Domalewskiego w reżyserii autora ze świetna rola Jowity Budnik czy „Beaty” Iwony Kusiak w reżyserii Justyny Nowak ze znakomitą w roli Babci Dorotą Pomykałą.

Szkoda tej TEATROTEKI, kroiło się solidne źródło dopływu nowych talentów, ale zabrakło komuś albo dobrej woli, albo i wyobraźni.

 

Tomasz Miłkowski

Facebooktwittermail

Komentarze

Pozostaw komentarz: