Stary demon nie tak mocno śpi

| 2 wrz 2017  12:55 | Brak komentarzy

Szef Polskiej Organizacji Turystycznej, Marek Olszewski, a właściwie już były szef zasłynął wypowiedzią o muzeach-obozach zagłady. W wypowiedzi udzielonej „Gazecie Wyborczej zapowiedział wykreślenie tych miejsc pamięci z promowanych programów turystycznych: „Poza tym chcemy położyć nacisk na promowanie tego, co cenne w naszej własnej kulturze, pokazać nasz wielki wkład w rozwój Europy. Nie mam potrzeby – argumentował – eksponowania miejsc i zdarzeń związanych z historią innych narodów”.

Przy okazji popisał się jeszcze innymi złotymi myślami, jak choćby ta: „to polskie, a nie żydowskie elity zostały w czasie wojny zupełnie przeorane i zlikwidowane”. I jeszcze: „Pamiętajmy, że kultura żydowska w praktyce cała przetrwała. W latach 30. z Niemiec wielu Żydów emigrowało. W Polsce pod okupacją niemiecką nie było takiej możliwości”.

Wynurzenia te spotkały się z natychmiastową reakcją członków Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego. „Propozycję, by wykreślić te muzea z programu wizyt turystów czy zagranicznych dziennikarzy – powiedział wiceprzewodniczący Komitetu, Marian Turski – mógł złożyć jedynie ignorancki głupiec, który chce zaszkodzić turystyce i wizerunkowi Polski”.

Nic dziwnego, że po tym żenującym popisie byłego już szefa POT, minister Sportu i Turystyki odwołał złotoustego turystę ze skutkiem natychmiastowym. Można jednak pytać, jak to się stało, że ktoś tak nieodpowiedzialny, najwyraźniej nie rozumiejący, co Polsce służy, a co szkodzi, mógł stanąć na czele tak ważnej instytucji. Oczywiście, trudno do końca wiedzieć, co kto ma głowie, czy nie kryją się tam jakieś demony ksenofobiczne, czy antysemickie. Może to jednak ogólna atmosfera akceptacji dla obnoszenia się z dystansem wobec obcych i pielęgnowania ponad miarę „naszości” pobudza takie postawy, ośmiela, a czasem nawet promuje. Dość przypomnieć sympatyzujące z ONR-em wypowiedzi wysokich przedstawicieli władz, kiedy dziarscy chłopcy przeciągali po Krakowskim Przedmieście w Warszawie. Toteż kwitując pozytywnie szybką decyzję ministra Bańki, nie można zapominać, że stary demon nie tak mocno śpi…

W takich chwilach przypomina mi się jedno z chłopięcych opowiadań Kornela Filipowicza. „Chłopięcymi” nie nazywam opowiadań pisanych przez Filipowicza w wieku chłopięcym, ale takie, w których dorastający chłopiec jest narratorem i z punktu widzenia kogoś, kto świat dopiero rozpoznaje, uczy się go oceniać. Takie właśnie jest opowiadanie „Mój ojciec milczy” (z tomu opublikowanego w roku 1968), w którym chłopiec relacjonuje mecz piłki nożnej między drużynami „Piasta” i „Makkabi”, przy czym to drużyna z Izraela odniosła przytłaczające zwycięstwo. Wywołało to wrzenie wśród zgromadzonych kibiców, a potem mściwą gonitwę za zwycięską drużyną pomykającą chyżo do hotelu. Doszłoby pewnie do znacznie bardziej gorszących zdarzeń, ale piłkarze mieli silną motywację, aby w porę uciec prześladowcom. Wzburzony i żądny odwetu chłopiec opowiada o tym wszystkim ojcu, dokładając informacje o podstępnych gościach, którzy najpewniej podtruli naszych piłkarzy, aby zwyciężyć. Ojciec – zgodnie z zapowiedzią w tytule – milczy. Wreszcie na koniec odzywa się: „Różne paskudne rzeczy w historii zaczynały się od bicia Żydów”. Chłopcu daje to do myślenia.

Tym razem nikt nikogo nie pobił. Tylko zlekceważył i obraził. Też paskudnie.

Tomasz Miłkowski

Facebooktwittermail

Komentarze

Pozostaw komentarz: