Przede wszystkim trwać
Tomasz Miłkowski | 15 maja 2018 22:15 | Brak komentarzy
Gdzie my nie gramy? – pytała retorycznie Gołda Tencer, dyrektorka Teatru Żydowskiego i szefowa Fundacji Shalom po premierze komedii muzycznej „Chumesz Lider” Icyka Mangera w Synagodze Nożyków.
Reżyserował rumuński artysta Andrei Munteanu, grano w języku jidisz, z polskimi napisami. Pytanie było całkiem na miejscu. Przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy w dziejach zdarzyło się, że w synagodze zagrano sztukę, w dodatku – komedię, mocno okraszoną muzyką. Owszem u Nożyków dawano co roku koncerty kantorów z okazji festiwalu „Warszawa Singera”, ale nigdy komedii.
Jeśli gmina uczyniła ten gest, to dlatego, aby wesprzeć bezdomny Teatr Żydowski. Przecież ledwie sto metrów od synagogi stał jeszcze niedawno gmach tego teatru, w którego akcie erekcyjnym napisano, że po wsze czasy ma służyć żydowskiej scenie. Tymczasem dzisiaj na jego miejscu hula wiatr i rozciąga się szyderczo parking. – To boli – powtarza od miesięcy Gołda Tencer, wciąż rozżalona, że do rugów teatru walnie przyłożyło rękę Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce. Jakieś dziwne rachuby sprawiły, że z dnia na dzień teatr został pozbawiony siedziby, wygnany z miejsca, gdzie już zdążył się zakorzenić.
Ale Żydowski się nie poddał, zaraz po wypędzeniu grał spektakle na placu Grzybowskim, pod gołym niebem, a potem Gołda znalazła tymczasową siedzibę przy ulicy Senatorskiej, gdzie udało się urządzić malutką scenę kameralną. Od wojska uzyskała możliwość grania w Klubie Garnizonowym, z pomocą pośpieszyły inne teatry. Teraz grają na przykład w warszawskim Teatrze Polskim, grywają także w hali ATM, zarządzanej przez TR Warszawa. Właśnie zawarli umowę z Teatrem Nowym w Łodzi i tam również będą występować.
Przede wszystkim przetrwać i dawać świadectwo – to podstawowe zobowiązanie, któremu Gołda Tencer i jej aktorzy pozostają wierni. I to przetrwać w nie byle jakiej kondycji. W ostatnich latach Żydowski dawał świadectwa swego artystycznego odrodzenia. Do grona reżyserów dołączyli czołowi artyści młodszego i średniego pokolenia, wśród nich Maja Kleczewska, Agata Duda-Gracz, Anna Smolar, których spektakle i instalacje spotkały się z dużym echem. Dość wspomnieć takie przedstawienia jak „Malowany ptak” (koprodukcja z poznańskim Teatrem Polskim), „Aktorzy żydowscy”, „Sanatorium pod klepsydrą” czy „Golem”. Wygląda to na potwierdzenie znanego porzekadła: Co nas nie zabije, to nas wzmocni. Z wielkiego nieszczęścia Teatr Żydowski wychodzi silniejszy.
W tym ważnym momencie, kiedy 50 rocznica wydarzeń marcowych domaga się poważnej refleksji, Żydowski przygotował imponujący program zdarzeń nawiązujących do Marca ‘68. Jednym z nich był zwrot do patronki Teatru. Gołda Tencer sama przygotowała scenariusz, oparty na monodramie Henryka Grynberga „Mój teatr”. Do projektu zdołała pozyskać Joannę Szczepkowską, wspaniałą aktorkę bez własnego domu teatralnego w Warszawie – od kiedy wyszła z zespołu Teatru Dramatycznego nie znalazło się dla niej stałe miejsce w stolicy. Ostatnio sama rozpoczęła systematyczne pokazy swoich monodramów i kameralnych spektakli w Teatrze na Dole (bo w piwnicy), w Clubie Boho przy Żurawiej… Propozycję Gołdy Tencer przyjęła natychmiast i dzięki temu powstał ten ważny spektakl.
Na malutkiej scence kameralnej Teatru Żydowskiego Joanna Szczepkowska wciela się w postać legendy polskiego i żydowskiego teatru. Ubrana w czarną sukienka z białymi koronkowymi makietami i kołnierzykiem, niemal bez makijażu, jakby „cywilnie”, ale chyba w garderobie – bo wokół niej kilka kostiumów, jakieś afisze, rekwizyty. Po prostu oddycha się tu teatrem, z boku grupa muzyków, którzy na flecie i skrzypcach przywołują czas obecny tylko we wspomnieniach.
Państwowy Teatr Żydowski pod rządami Idy Kamińskiej (wtedy imienia jej matki, a dzisiaj także jej imienia) dbał o warsztat swoich aktorów, kształcił nowe kadry, kultywował jidysz, dawał wielkie przedstawienia, inscenizacje klasyki żydowskiej, a także dzieł Brechta, m.in. „Matki Courage” z podziwianą rolą tytułową artystki. Z powodzeniem występowała też w dramacie „Drzewa umierają stojąc”. Kamińska pracowała niezmordowanie: tłumaczyła sztuki, reżyserowała, grała, uczyła młodzież, prowadziła teatr, który coraz częściej wędrował po krajach Europy i Ameryki, rozsławiając imię Idy Kamińskiej i Polski.
Swój wielki talent, hipnotyczne wręcz działanie na widzów potwierdziła także w kreacjach poza sceną Teatru Żydowskiego. W Dramatycznym zagrała we „Franku V”, a publiczności światowej dała się poznać jako główna bohaterka czeskiego filmu „Sklep przy Głównej Ulicy” Jana Kadara i Elmara Klosa. Film został uznany za objawienie, otrzymał Oscara za najlepszy obraz obcojęzyczny roku, również Ida Kamińska była nominowana do Oscara (jak powiada Szczepkowska podczas spektaklu z filuternym uśmiechem: „przegrałam z Elisabeth Taylor”).
Po wielkich sukcesach nastąpił dramat – w roku 1968 pod naporem antysemickiej nagonki opuściła Polskę. Zaczęło się od zaskakującej decyzji władz – natychmiastowego powrotu teatru z zapoczątkowanego dopiero tournée po Stanach Zjednoczonych. Z tournée nie powrócił aktor Kamińskiej, Henryk Grynberg, późniejszy autor monodramu. Wyjechała z Polski razem z tysiącami widzów jej teatru – wydawało się, że Żydowski będzie musiał zakończyć działalność. Wprawdzie przyjechała później z wizytą (w 1975), ale już nigdy do swojego teatru nie wróciła. Wraz z jej wyjazdem skończyła się pewna epoka. Grupa artystów, która pozostała, nie pozwoliła Żydowskiemu pójść w rozsypkę. Kamińska cieszyła się, że teatr pozostał.
Po śmierci Idy Kamińskiej (1980) piękny esej poświęcił jej Adolf Rudnicki, „Teatr zawsze grany”. W nostalgicznym, pełnym smutku tekście pytał z rezygnacją: „Wspomni kto kiedykolwiek Idę Kamińską? Komu potrzebna będzie pamięć o aktorce Idzie Kamińskiej?”. Był przekonany, że pamięć o niej zaginie. Ale mylił się – premiera w Teatrze Żydowskim świadczy, że jej dzieło nadal wydaje owoce, że duch Kamińskiej nadal sprawuje opiekę nad tym teatrem.
Jest coś dojmująco smutnego, że Ida Kamińska, która dosłownie wychodziła w Warszawie teatr żydowski, nie doczekała się otwarcia nowej sceny przy placu Grzybowskim (wcześniej teatr działał w starej „kiszce” przy ulicy Królewskiej, którą również zdobyła Kamińska). Jedna z ostatnich scen filmu „Jej teatr” (1967, realizacja Władysław Forbert), wyświetlanego przed monodramem Joanny Szczepkowskiej, ukazuje Kamińską we wnętrzu budowanego Teatru Żydowskiego. Pełna nadziei czeka na wielkie otwarcie.
Joanna Szczepkowska portretuje artystkę powściągliwie, unika nadmiernej ekspresji, zachowuje umiar i wewnętrzne poczucie zdobytego doświadczenia. Opowiada o swoim niełatwym życiu od dzieciństwa związanym z teatrem – gdzie tylko rodzice się znaleźli, przed wojną i po pierwszej wojnie pojawiał się teatr. A wraz z nim zadania dla Idy, najpierw pomocnicze, potem coraz poważniejsze. Po śmierci matki sama stanęła na czele zespołu i przejęła jej role. Bo też i zawsze teatr był jej domem, jej światem. Teatr to jest prawdziwe życie – przekonuje Szczepkowska i trudno jej nie wierzyć.
To przekonanie dzieli Gołda Tencer i jej aktorzy. Oddają teatrowi wszystko w poczuciu, że tak trzeba.
Tomasz Miłkowski
IDA KAMIŃSKA, Scenariusz i reżyseria Gołda Tencer, autor sztuki „Mój teatr” – Henryk Grynberg, muzyka Paweł Szamburski, scenografia Izabela Chełkowska, Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich, premiera 15 marca 2018
Komentarze
Pozostaw komentarz: