Ferdydurke bokiem

| 28 mar 2025  22:24 | Brak komentarzy

Przestrzeń Och-Teatru narzuca swoje reguły publiczności i aktorom. Widzowie oglądają spektakl po obu stronach sceny – tutaj nie ma problemu przezwyciężania tzw. czwartej ściany, ale znosi się trzecią i czwartą od razu. Trzeba grać bokiem, raz trochę bardziej w lewo, raz bardziej w prawo, aby publiczność mogła zobaczyć, co się dzieje między postaciami. Ten trochę dziwny sposób grania przylega idelanie do adaptacji Ferdydurke w reżyserii Mariusza Malca,który ostentacyjnie odsłania jej groteskowe wnętrze.

Charakterystyczne dla pisarstwa Gombrowicza przerysowanie i celowe wykoślawienie sytuacji i postaci znajduje wyraz w zastosowanych środkach. Każda z postaci demonstruje swój nadmiar albo niedoczynność, swój charaterystyczny, ostro wydobyty rys osobowości w rytmie, wymowie, geście. Wszyscy przecież są upupieni i jedynie 30-letni Józio przymuszony do powtórki edukacji szkolnej walczy (w tej roli jak tykająca bomba Krzysztof Szczepaniak) z tą dziką pleniącą się formą, zamykającą poszczególne jednostki w klatce konwenasu, oczekiwań i derobnomieszczańskich schematów. Ale też z formą, bez której nie byłoby tego przedstawienia.

Budowa sceny w Och-Teatrze określa też scenografię, która musi skupiać się na dwóch bocznych ściankach oddzielających scenę od prowizorycznego zaplecza. Środek można zabudować umiarkowanie, żeby umożliwość widoczność. W Ferdydurke środek zajmuje drewniana konstrukcja, której elementy rozdzielane i rozmaicie łączone tworzą a to klasę szkolną, a to salon inżynierostwa Młodziaków, a to wystawny dworski stół wujostwa, w zależności od potrzeb. Znakiem czasu jest wisząca reprodukcja obrazu Tamary Łempickiej, ale międzywojnie zanadto nie rzuca się w oczy. Wprawdzie trudno ukryć zamierzchłą przeszłość dworku szlacheckiego, choć zważywszy na dzisiejsze herbowe tęsknoty klasy średniej dworek mentalnie nadal tkwi w świadomości.

Aktorzy czują się wyśmienicie w tej maszynie do rozliczania ciotek kulturalnych, walki z gębą i upupianiem, tworząc widowiskowe figury, na czele z nieznoszącą sprzeciwu, tryskajacą energią Młodziakową Marii Seweryn (wystarczy, że przejdzie przez scenę z parasolem i już napięcie rośnie), zakleszczonym w zatęchłej atrapie literatury Bladaczaką, gotowym samobójstwem dowieść wyższości Słowackiego nad, powiedzmy – Gombrowiczem, w brawurowym wykonaniu Sławomira Packa i niewygasłym kogutem, nadopiekuńczym strażnikiem młodzieży profesorze Pimko Roberta Czebotara (to bodaj jego rola życia). A zresztą każdy tu zasługuje na pochwały, bo postaci kreślone osobno i zestrojone w chórach prezentują się fantastycznie – dość wspomnieć kantatę na cześć pupy. Całość spaja i dostraja tawarzysząca spektaklowi narracja muzyczna cały czas obecnego na scenie Karima Martusewicza.

Tak więc Ferdydurke pełną gebą, porywająca majsterskim wykonaniem i zdumiewającą jasnością przekazu. Wciąż aktualny komentarz do naszych zapóźnień i kompleksów.

Tomasz Miłkowski

Ferdydurke Witolda Gombrowicza, reż. Mariusz Malec, scenografia Aleksandra Żurawska, kostiumy Zofia de Ines, muz. Karim Martusewicz, świało Katarzyna Łuszczyk, choreografia Sara Janicka, producent wykonawczy Krzysztof Zajdel, Och-Teatr, premiera 28 lutego 2025.

[Na zdj. Krzysztof Szczepaniak jako Józio / mat. Teatru]

Facebooktwittermail

Komentarze

Pozostaw komentarz: