Addio…
Tomasz Miłkowski | 5 paź 2017 10:05 | Brak komentarzy
Pożegnanie nastąpiło już wcześniej. Wiesław Michnikowski (3 czerwca 1922-29 września 2017), bez fleszów i uroczystych akademii obchodził niedawno swoje 95. urodziny, ale z kręgu reflektorów scenicznych usunął się sam dużo wcześniej.
Propozycje, jakie otrzymywał, już go nie satysfakcjonowały. Ostatnią znaczącą rolę teatralną zagrał tuż przed przejściem na emeryturę w „Tangu” w reżyserii Macieja Englerta (1997) na deskach Teatru Współczesnego, z którym związany był przez 33 sezony. Erwin Axer, założyciel i wieloletni dyrektor tej sceny uważał Michnikowskiego za aktora wszechstronnego, który potrafi zagrać w komedii i tragedii, zawsze zwracając na siebie uwagę. Miał go za specjalistę od rol Mrożkowskich – to właśnie w „Tangu” przed laty, w reżyserii Axera (1965), zagrał zbuntowanego Artura. Po latach już tej roli zagrać nie mógł, czas robi swoje, tym razem wystąpił w roli najstarszego w obsadzie, czyli wuja Eugeniusza. „Wygryzł mnie z Artura Piotr Adamczyk”, żartobliwie komentował tę zmianę ról.
Ten uparciuch Kirczuk
Tomasz Miłkowski | 25 wrz 2017 08:48 | Brak komentarzy
Niejeden na jego miejscu dawno by zrezygnował. Walka nie tylko o zachowanie, pielęgnację, ale i rozkwit języka białoruskiego wydaje się przegrana.
Już wiele lat temu UNESCO zaliczyło białoruski do języków ginących. Wedle statystyk procent ludności Białorusi na co dzień posługującej się językiem białoruskim nie przekracza 4 procent. Wprawdzie ponad 20 procent mawia po białorusku w domu, ale w życiu publicznym należy do rzadkości.
W sanatorium Dudy-Gracz
Tomasz Miłkowski | 7 wrz 2017 16:29 | Brak komentarzy
Zanim w byłym Instytucie Weterynarii SGGW w Warszawie można było podczas festiwalu „Warszawa Singera” zobaczyć performans „Sanatorium pod Klepsydrą” Agaty Dudy-Gracz wedle tekstów Brunona Schulza, rok wcześniej (w czerwcu 2016) podobne zdarzenie miało miejsce w Zabrzu, w nieczynnym od dawna Hotelu Admiralspalast. Artystkę zainspirował Jan Bończa-Szabłowski, od lat z własnej a nieprzymuszonej woli trudniący się upowszechnianiem wiedzy o sztuce i wpływie Schulza na polską kulturę. Trzeba przyznać, że miał dobrą rękę – Agata Duda-Gracz ze swoją skalą wyobraźni, rozmachem, wyostrzającą widzenie deformacją to wprost idealna autorka takiego zdarzenia, zwłaszcza że łączy plastyczny talent scenografki z dramaturgicznym talentem reżyserki.
Odchodzą
Tomasz Miłkowski | 24 sie 2017 17:35 | Brak komentarzy
Po kolei znikają ci, którzy tworzyli samo jądro polskiej kultury drugiej połowy XX wieku. Także coraz młodsi.
Ostatnio odszedł Andrzej Blumenfeld (zaledwie 66 lat), w pełni sił, aktor o ogromnych możliwościach. Gdyby nie program radiowy Jacka Wakara, odszedłby niemal w ciszy, żegnany jednym bodaj artykulikiem w „Gazecie Wyborczej”, z którego można było się dowiedzieć, że Blumenfeld był aktorem popularnym. To tak jakby napisać, że Himilsbach był pisarzem przystojnym. Tymczasem Blumenfeld był aktorem wybitnym, nie w pełni wykorzystanym, który każdą swoją rolę obdarzał indywidualnym rysem. Nawet w ostatniej roli, Dottore w komedii dell’arte „Sługa dwóch panów” Goldoniego w Teatrze Dramatycznym, ukazywał podglebie idiotyzmu zachowań bohatera, nadając jakiś rys dwuznaczności tej, wydawałoby się, prostej do interpretacji figurze.
Makbet albo w stronę ciemności
Tomasz Miłkowski | 26 lip 2017 08:39 | Brak komentarzy
Czy w każdym z nas drzemie skryty Makbet? Czy mroczne demony tylko czekają sposobności, aby ujawnić swoją destrukcyjną siłę? Takie pytania postawił sobie chiński reżyser Tang Shu-wing, twórca studia w teatralnego w Honkongu.
Szekspirowski „Makbet” w inscenizacji hongkońskiego Studia Teatralnego Tang Shu-winga jest wyprawą do „jądra ciemności” – współcześni bohaterowie poprzez medium dramatycznej opowieści mierzą się z własnym demonami, które przebudzone mogą okazać się bardzo niebezpieczne. W ten sposób reżyser omija pułapkę historii szkockiej, jak nazywano często „Makbeta”, aby uniknąć wiszącej nad tytułem „Makbet” klątwy, wedle której żadna inscenizacja tego dramatu nie mogła się udać, a jej realizatorom zagrażała bolesnymi konsekwencjami. Tang Shu-wing odważnie stawia na afiszu tytuł, ale losy Makbeta bierze poniekąd w nawias, bo sprowadza do snu pary bohaterów, lokujących w dodatku wydarzenia dramatu w scenerii chińskiej tradycji, baśni i historii. Stąd chińskie stroje dworskie, czerwone lampiony, maski i rekwizyty nawiązujące do tradycji teatralnej i malowidła przywołujące stare rysunki. Postępuje więc zupełnie inaczej niż przed laty Akiro Kurosawa, który w swoim porywającym filmie opartym na „Makbecie”, „Tron we krwi” dokonał radykalnego przekładu szkockich realiów na japońskie, przy czym jednocześnie „przepisał” emocje, które w wersji japońskiej graniczyły bez mała z szaleństwem.
Poganie
Tomasz Miłkowski | 14 lip 2017 19:26 | Brak komentarzy
Anna Jabłońska (1981-2011) zginęła tragicznie w zamachu terrorystycznym na lotnisku Domodedovo. Leciała z rodzinnej Odessy, aby odebrać kolejną nagrodę. Jej scenariusze i sztuki cieszyły się (nie tylko w Rosji) wielkim zainteresowaniem, nazywano ją nadzieją teatru i filmu. Nie dożyła nawet 30 roku życia. To autorka wciąż nieodkryta przez polski teatr.
Debiutowała już w szkole jako poetka, próbowała też sił teatrze jako aktorka. Studiowała w odeskiej Akademii Prawa, ale nigdy nie podjęła pracy w wyuczonej specjalności (prawo międzynarodowe). Pociągała ją literatura i teatr. Pisaniem sztuk teatralnych zajęła się dopiero w roku 2005, w ciągu 6 lat napisała 11 sztuk, wielokrotnie wyróżnianych, nagradzanych w konkursach i wstawianych w wielu teatrach, przede wszystkim w Rosji. Na Ukrainie była mniej znana, jej sztuki nie pasowały do rozrywkowego repertuaru. Pisano o niej, że jest aniołem nowej dramaturgii rosyjskiej. A jej ostatnią sztukę „Poganie” (Jazyczniki) uznano za najlepszą w jej dorobku – nagrodziło ją czasopismo „Iskusstwo Kino” i właśnie tej nagrody nie zdążyła już odebrać. Podjęła w niej temat utraty wiary we współczesnym społeczeństwie i zagubienia ludzi pozbawionych oparcia w świecie trwałych wartości. Przy czym nie miało to nic wspólnego z dydaktyzmem – nawracaniem czy też ośmieszaniem, zarówno wierzących, jak i niewierzących.
Gdynia, czyli Początek
Tomasz Miłkowski | 5 cze 2017 13:10 | Brak komentarzy
Lubię Gdynię. Jeśli miasta mają swojego ducha, to ten gdyński, bardzo praktyczny, ale jednocześnie otwarty bardzo mi odpowiada. Duch Gdańska jest zapatrzony w swoją wielką przeszłość, Duch Sopotu kusi letników, duch Gdyni myśli o przyszłości. Wiadomo, miasto, wciąż jest młode, nadal buduje swoją legendę, także jako prężny ośrodek kultury potęgą swoich pomysłów i silnych instytucji.
Sławny Teatr Muzyczny imienia Danuty Baduszkowej imponuje po przebudowie nie tylko kubaturą, ale i repertuarem, nowe centrum filmowe wybudowane obok potwierdza, że to tutaj jest stolica polskich festiwali filmowych, miasto funduje liczącą się Nagrodę Literacką i najpoważniejszą w Polsce Nagrodę Dramaturgiczną. To już dość, aby dostrzec w Gdyni ważnego udziałowca ogólnopolskiej oferty kulturalnej z ambicjami rzutkiego partnera. Mam też powody osobiste, aby Gdyni dziękować, bo cztery lata temu właśnie prezydent Gdyni, Wojciech Szczurek zaakceptował propozycję Klubu Krytyki Teatralnej (a personalnie red. Aliny Kietrys) i podjął się roli gospodarza dorocznego Konkursu im n. Andrzeja Żurowskiego na recenzję teatralną dla młodych krytyków, i związał ten konkurs z organizowanym przez Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza festiwalem polskich sztuk współczesnych R@port. Andrzej Żurowski z własnego wyboru był od wielu lat obywatelem Gdyni i stąd ten konkurs, którym zarówno Gdynia, jak i zadłużony wobec niego Klub Krytyki Teatralnej, postanowiliśmy uczcić jego pamięć.
Granica
Tomasz Miłkowski | 24 maja 2017 14:11 | Brak komentarzy
Można potraktować ten spektakl (Come Together w Teatrze Studio) jako żart. Ale można też jako test-pytanie, które stawia reżyser: czy granica między sceną i widownią jest przekraczalna? Doświadczenie współczesnego teatru podpowiada, że i owszem. Ile to takich przedstawień, w których widz jest wciągany, czasem na siłę, do wnętrza przedstawienia? I to nie tylko w widowisku estradowym, które żywi się często gęsto ośmieszaniem widza wystawionego nagle na pokaz. Ale jeśli widz ma podejmować świadomie decyzję uczestnictwa, to jakie mianowicie warunki muszą być spełnione? I czy uczestnictwo polega na fizycznej obecności na scenie (cokolwiek nią jeszcze jest)? Tak czy owak, wcale to poważne jak na żart pytania. Pewnie ważne dla teatru, ale czy dla widza?