Hanin, legenda PRL
Tomasz Miłkowski | 24 maja 2018 07:40 | Brak komentarzy
Należała do ulubienic publiczności i recenzentów. Podziwiana, chwalona, zwłaszcza za role plebejskie. Pracowita i tak wymagająca, że niektórzy reżyserzy bali się ją obsadzać.
„Była ciężka w pracy – wyjawiał reżyser radiowy Andrzej Zakrzewski – wymagała dużo od reżysera. Do pracy podchodziła szalenie analitycznie”. Tę i wiele innych opinii, ocen i wspomnień znaleźć można w książce Magdaleny Raszewskiej „Ryszarda Hanin. Historia nieoczywista” (2016). Autorka nie napisała klasycznej biografii czy monografii Ryszardy Hanin (1919-1994). Jej książka to raczej zbiór faktów, inkrustowany licznymi cytatami z niemal niewidocznym komentarzem autorki. Tak jakby Raszewska obawiała się stawiać kropkę nad „i” , bo życiorys jej bohaterki zawiera wiele niepewnych danych, trudnych do zinterpretowania faktów. Rojno w nim od pytań, poczynając od nazwiska, daty urodzenia i wielu innych wydarzeń nie do końca wytłumaczalnych. Nie wyjaśniły tych wątpliwości dwie pękate szafy z dokumentacją życia, przekazane przez artystkę warszawskiej PWST (dziś: Akademii Teatralnej), z którą cale lata Ryszarda Hanin była związana. Oprócz bowiem pracy aktorskiej jej pasją była pedagogika. Oddawała swoim podopiecznym talent i serce.



Przede wszystkim trwać
Tomasz Miłkowski | 15 maja 2018 22:15 | Brak komentarzy
Gdzie my nie gramy? – pytała retorycznie Gołda Tencer, dyrektorka Teatru Żydowskiego i szefowa Fundacji Shalom po premierze komedii muzycznej „Chumesz Lider” Icyka Mangera w Synagodze Nożyków.
Reżyserował rumuński artysta Andrei Munteanu, grano w języku jidisz, z polskimi napisami. Pytanie było całkiem na miejscu. Przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy w dziejach zdarzyło się, że w synagodze zagrano sztukę, w dodatku – komedię, mocno okraszoną muzyką. Owszem u Nożyków dawano co roku koncerty kantorów z okazji festiwalu „Warszawa Singera”, ale nigdy komedii.



Łapicki, skryty skandalista?
Tomasz Miłkowski | 16 kw. 2018 12:09 | Brak komentarzy

Wręczam Andrzejowi Łapicki Mistrzowski Laur Teatru Telewizji, Fabryka Trzciny, 24 października 2003, fot. Studio 69/ Alina Gajdanowicz
Właśnie ukazały się wspomnienia Andrzeja Łapickiego, „Jutro będzie ZEMSTA”. Nie taka to powinna być książka, marudzą środowiskowi czytelnicy. Szarmancki Andrzej Łapicki, zamiast rozdawać miłe komplementy, tego i owego zbeszta, czasem dotkliwie. A przecież mogło być elegancko i z perfumami. Po co komu taka zemsta zza grobu?
Dąsa się Majcherek (Janusz), dąsa Kyzioł na Łapickiego, że krzywdę sobie uczynił pisząc dzienniki, i na jego córę Zuzę, że je ogłosiła. Majcherek się poczuł w dyskomforcie, a Kyzioł nudziła, bo Łapicki nie Gombrowicz i takie różne banały wypisuje. Zaglądam i zaglądam, po kawałku i nic zdrożnego nie widzę. Ot, prawdziwy aktor, gasnący gwiazdor, który przede wszystkim siebie ma na widoku. Urazowy, pełen lęku, zawsze pół kroku od depresji. Czyli norma. A że niezbyt miło o wszystkich, no, mój Boże. Łatwo mi tak pisać, bo o mnie jednak pisze pan Andrzej (za mało!), ale bez żółci, a nawet z nutą sympatii. Ale co ma powiedzieć Jan Englert, kiedy czyta w notce przed premierą „Ślubów panieńskich” w Polskim (15 grudnia 1984): „Szczepkowska idzie na kreację. Najsłabszy Englert, co było do przewidzenia, ale… pomimo to są „Śluby”.



Męczennica wyznaje
Tomasz Miłkowski | 22 mar 2018 08:46 | Brak komentarzy

Matka Makryna Irana Jun fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska
Tomasz Miłkowski pisze po premierze monodramu Ireny Jun MATKA MAKRYNA w Teatrze Studio:
To była jedna z najsłynniejszych mistyfikacji. Matka Makryna Mieczysławska (właściwie Irena Wińczowa, 1784-1869), domniemana ksieni klasztoru bazylianek w Mińsku, okazała się oszustką, która wprowadziła w błąd całe roje polskich patriotów i prominentnych dostojników Kościoła katolickiego z papieżem włącznie, złaknionych nowej legendy. Kiedy na horyzoncie pojawiła się kandydatka na świętą męczennicę, dręczona przez siepaczy moskiewskich, w dodatku spod znaku prawosławnej cerkwi, którzy usiłowali zmusić ją do odstąpienia od unickiej wiary, lgnęli od niej jak muchy. I to nie byle kto: sam Juliusz Słowacki, Cyprian Norwid, a przede wszystkim księża Zmartwychwstańcy.



Wciąż tajemniczy Trump
Tomasz Miłkowski | 9 mar 2018 09:38 | Brak komentarzy
Ktoś nie mógł czy zachorował, nie wiem, dość na tym, że zapytano mnie, czy mogę poprowadzić spotkanie z profesorem Longinem Pastusiakiem pod chwytliwym tytułem „Tajemniczy Trump”. Zgodziłem się natychmiast, bo profesora Pastusiaka cenię od dawna, a nigdy nie miałem okazji poznać osobiście, więc tym bardziej skorzystałem ze sposobności.
Nie tylko ja skorzystałem, bo wraz ze mną kilkudziesięciu kolegów, głównie z Zespołu Starszych Dziennikarzy przy Oddziale Warszawskim SDRP, który był organizatorem tego (i wielu innych wcześniej) spotkania.



Życie w ukryciu
Tomasz Miłkowski | 6 mar 2018 20:27 | Brak komentarzy
Na pierwszy rzut oka „Casa Valentina” Harveya Fersteina, wystawiana właśnie w „Och-Teatrze” Krystyny Jandy to komedia przebieranek. Publiczność ubóstwia takie komedyjki i szczerze śmieje się, oglądając swoich ulubieńców w damskich fatałaszkach.
Widzowie bawią się, oglądając aktorów stawiających niezbyt pewnie kroki na wysokich obcasach, śledząc z nie lada rozbawieniem wszelkie dysonanse, niedopasowania stroju i zachowania dekonspirujące mężczyznę pod kobiecą przykrywką. Albo przeciwnie, podziwia umiejętność aktorskiej metamorfozy, kiedy aktor w damskim przyodziewku rozkwita jako kobieta.



Arcydzieło: „Wujaszek Wania” Wyrypajewa
Tomasz Miłkowski | 21 lut 2018 10:39 | Brak komentarzy

Iwan Wyrypajew podczas próby „Wujaszka Wani”, fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska
Jeden z głośnych reżyserów (nie pamiętam już kto) zaklinał się, że nie chce takiego teatru, w którym w kółko grają „Wiśniowy sad” albo „Wujaszka Wanię” Czechowa, że pora z tym zerwać, jeśli nie chce się umierać w teatrze z nudów
Premiera „Wujaszka Wani” w reżyserii Iwana Wyrypajewa w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana stanowi najlepszą odpowiedź na takie farmazony. „U Czechowa zawsze to samo – jak pisałem po poprzedniej premierze „Wujaszka” w tym samym teatrze (2009) i powtarzam bez zmian – i zawsze to, co najważniejsze: pogoń za szczęściem, choćby marzenie o pogoni, i nieuchronna katastrofa. Taki jest „Wujaszek Wania”, którego wszyscy bohaterowie ponoszą klęskę”.



Rewolucja to my
Tomasz Miłkowski | 14 sty 2018 11:34 | Brak komentarzy
Na sam koniec spektaklu-dyplomu w Akademii Teatralnej wykonawcy przechodzą przez opustoszałą wannę Marata, a każdy z nich powiada „To ja jestem rewolucja”.
Nie wykrzykują tych słów płomiennie, ale jednak solennie, z przekonaniem, dzięki czemu słowa te nabierają wagi. Takie przesłanie budzi nadzieję, ale i namysł – każdy z nas niesie zaród rewolucji, każdy z nas niesie tęsknotę za wolnością, równością, braterstwem. Czyżby ojcowie założyciele rewolucji się nie mylili? Czy na urzeczywistnieniu tych właśnie wartości ludziom zależy najbardziej?



Mefisto – Próba Czytana
Tomasz Miłkowski | 27 gru 2017 18:34 | Brak komentarzy
Powieść Klausa Manna „Mefisto” to dzisiaj niebezpieczna lektura. Za bardzo się kojarzy, zbyt natarczywie podsuwa porównania zwijającej się Republiki Weimarskiej i pierwszych lat nieśmiertelnej III Rzeszy z tym wszystkim, co dzieje się w dzisiaj w Polsce.
Przegląd ówczesnych charakterystycznych postaw, jakiego dokonuje przed czytelnikami Mann, na czele z centralną postacią powieści, wybitnym aktorem i mniej wybitnym człowiekiem, Hendrikiem Höfgenem, przypomina jako żywo przegląd postaw współczesnych bohaterów sceny politycznej i publicznej, w tym elity artystycznej. Ówczesne metamorfozy polityczne, łatwość przechodzenia z obozu do obozu, raptowne przebudzenia ideologiczne i zwroty w wyborach politycznych wydają się opisem dziś obserwowanych przewartościowań. Historia niebezpiecznie się powtarza, może nie wszystko tak dokładnie wygląda, jak wtedy (na szczęście), ale jednak zadziwiająco podobnie się toczy i trudno nie poczuć zimnego dreszczu na plecach.



Mono-Szekspir
Tomasz Miłkowski | 15 gru 2017 20:34 | Brak komentarzy

Spotkanie w Toruniu, od lewej: Szymon Spichalski, Piotr Kondrat, Wiesław Geras i Tomasz Miłkowski – fot. Kasia Geras
I znowu mamy pokój w naszej Anglii.
Miecze do pochew, zbroje do lamusa.
Rycerze miast na polach bitew
po damskich garderobach hasają.
Lecz że natura łask mi poskąpiła,
postanowiłem zostać [to następował jadowity śmiech] łajdakiem!
Tak rozpocząłem spotkanie o współczesnych monodramach szekspirowskich podczas festiwalu w Toruniu, cytując z pamięci (zawodnej!, więc cytat nie jest dokładny, ale oddaje ducha przekładu) fragment monologu otwierającego szekspirowskiego „Ryszarda III” w opracowaniu Jacka Woszczerowicza. Ku zaskoczeniu zgromadzonych schowałem się za występem muru, a potem wychynąłem i ruszyłem z monologiem…


